it’s been a lifetime
since I found someone who would stay
Audrey
21 sierpnia, 1968
Dotrzymała słowa solennie. Półtora miesiąca temu poprosiłam Frederikę,
by zniknęła. Czasem, kiedy próbowałam odtworzyć w myślach całą tę sytuację,
kiedy rozmyślałam nad tym, jaki dokładnie błąd popełniłam, zdawało mi się, że
to był sen. I nic więcej. Miałam wcześniej nadzieję, że problem mimo wszystko
choć częściowo tkwił w jej osobie. Tymczasem okazało się, że to byłam
całkowicie tylko ja. I że nic nie uległo zmianie na lepsze.
Sufit mojego pokoju znów był
wiercony przeze mnie spojrzeniem średni siedem razy w tygodniu po kilka godzin,
i ponownie nic z tego nigdy nie wyniknęło.
Jednego tylko nie żałowałam – że w
porę odpuściłam. Że niemal od razu uświadomiłam sobie, że to nie był mój świat,
że gadka o wolności była całkowicie pozbawiona zarówno szansy powodzenia, jak i
sensu. Nie miałybyśmy skąd wziąć tego wyzwolenia. Bo to nie było nam potrzebne.
Doszłam do wniosku, że przecież my się nie różnimy od nikogo z naszych
rówieśników, i oni też na pewno jakąś cząstką pragną tego, co myśmy chciały.
Tylko nie wiedziałyśmy wtedy, że wolność, o jakiej rzekomo śniłyśmy, zwyczajnie
nie istnieje. Nie byłyśmy tylko we dwie pośród całego świata, które tamtego
wieczora zapragnęły wyzwolenia. Nie byłyśmy na pewno.
Ale nie było już nad czym rozmyślać.
Chyba lepiej się stanie, gdy skupię myśli na tym, że tamta noc była wyśniona.
Koniec z tym, proszę. Są inne drogi do szczęścia. Nawet dla mnie. Tylko muszę
jeszcze troszkę ich poszukać.
♦♦♦
Frederica
- Cześć, Luccia – rzuciłam do czarnowłosej dziewczyny,
która właśnie niepewnie wsunęła się do prowizorycznego pokoju prób Polka Tulk,
wcześniej odsuwając na bok krzywo przycięty kawałek blachy falistej, który
robił za drzwi. Luccia spłoszonym spojrzeniem przebiegła po zgromadzonych,
których zbyt wielu nie było, a już na pewno w sali nie znajdował się nikt, kto
mógł być dla niej zaskoczeniem. Chłopcy mięli akurat kilkominutową przerwę na
złapanie oddechu. Tony – ten, którego Luccia niewątpliwie tak intensywnie
szukała wzrokiem – podniósł się od razu ze wzmacniacza, na którym siedział,
podszedł do niej i utulił. A ona swoją drobną posturą niemal zginęła w jego
ramionach i długim płaszczu.
Ma słabość do płochych sarenek, ten Iommi.
Może dlatego ze wszystkich członków Polka Tulk tylko
on był dla mnie taki zimny. Oschły wręcz. Chciałam, z początku, coś na to
zaradzić, ale dałam spokój. Łaski mu robić nie będę. On mnie na pewno też nie.
Miał swoją Luccię, która w naszym towarzystwie ledwo otwierała usta, zazwyczaj
uwieszona na ramieniu Tony’ego. Patrzyła jak dziecko na wszystko, co ją
otaczało. Miała śliczne wielkie oczy. Naprawdę kojarzyła mi się z sarną. Ale
jej też, podobnie jak Iommi’ego, nie byłam w stanie poznać. Dobrali się, nie ma
co.
Szczęście, że miałam resztę. Szczęście, że i ja, i
oni, nie odstępowaliśmy się nawzajem o krok. Byłam trochę jak chłopcy. Też
przecież czepiałam się z uporem nadziei, że jednak coś kiedyś zmieni się na
lepsze, choć nic w tym kierunku nie robiłam.
Ich zespolik, w moich oczach, był skazany na porażkę.
Od samej nazwy, poprzez welurowe dzwony Geezera, na bosym Osbournie kończąc. I
nie chodziło tylko o to. Grali po prostu zbyt inaczej. Nie trafiliby w zbyt
wiele serc. Muzyką oczywiście, bo jeśli chodzi o urok osobisty, to zupełnie
inna sprawa!
- Nie gołąbczcie się tu tak, błagam – westchnął
teatralnie Bill, spoglądając na przytuloną parę.
- Gołąbczcie? Ty wiesz, że nie ma takiego słowa? –
Ozzy stanął przed perkusistą, z powagą opierając dłonie na biodrach.
- A czy ty wiesz, że to nie ma nic do rzeczy? – odparł
zapytany.
- Jak to nie? To tak, jakbym wydał z siebie teraz
losowy dźwięk, a potem stwierdził, że właśnie kazałem ci zjeść gitarę Geezera,
i mało mnie obchodzi, czy zrozumiałeś, czy nie – pouczył przyjaciela Ozzy.
- Wara od mojej gitary! – Aż pobladł Terry.
-Spokojna głowa, to tylko był edukacyjny przykład.
- To wy się tu edukujcie, a ja na razie znikam –
powiedział nagle Tony. – Na razie, chłopaki. Cześć, Freddie.
Wyszedł wraz z Luccią.
- Czyli, że poszli się gołąbczyć – stwierdził
Osbourne.
- To moje
słowo!
- Nie zabroniłeś go używać!
- Ale…
- Cicho! – wtrąciłam. Łeb mi już od was pęka. Idziemy
coś zjeść?
- Wiesz, Freddie, nie graliśmy koncertu od dwóch
tygodni, i no, nie mamy pieniędzy. – Podrapał się w głowę Terry.
- Czy ja właśnie poprosiłam o kawior? Chodźcie się
przejść, na pewno coś znajdziemy.
Widziałam, że nie chciało im się ruszać tych
zasiedziałych tyłków, ale dobrze zdawali sobie sprawę, że głód tak czy siak ich
stąd wygoni. A lepsza do wyganiania, z
dwojga złego, byłam mimo wszystko ja.
♦♦♦
Tony
Miała taką śliczną twarzyczkę. Była taka drobna, i tak
dobrze czułem się trzymając ją w ramionach. Rzadko kiedy się odzywała, a jeśli
mówiła, to cicho. Była jak dziecko. Którym miałam wielką ochotę się opiekować.
Siedziałem z nią trochę za wschodnią granicą Aston.
Jakieś sto metrów za naszymi plecami stała tablica witająca przyjezdnych w
mieście. Woleliśmy się odwrócić. Woleliśmy nie myśleć o Anglii. Przed nami były
pola. Mało żyzne, za nieregularnymi kępami traw, brudne i szare. Jednak wciąż
miały więcej uroku niż Aston. Wciąż.
Czułem, że przecież byłem już gotowy, by uciec. Żeby
spakować manatki i jechać – do Londynu, Liverpoolu, gdziekolwiek. Ale
jednocześnie nie mogłem ich zostawić. Trzech świrusów, stanęli jakby na mojej
drodze. I na nieszczęście – choć kto to wie – coś zaiskrzyło, zatrybiło, ja…
mimo tego, że różniliśmy się diametralnie, po prostu ich pokochałem. Jako ludzi
wspólnej niedoli. Jako muzyków. I jako przyjaciół. Czasem z nimi piłem, i
naprawdę dobrze się wtedy bawiłem, to byli dobrzy kompani do właściwie wszystkiego.
Znałem ich lepiej, niż oni mogli przypuszczać, że mogę. A oni mnie też, choć
byłem nieco skryty. W końcu tworzyliśmy zespół.
Zaś Luccia była mi potrzebna jako ostoja. Jako ktoś, z
kim mogę swobodnie pomilczeć, nie
słysząc zbędnych pytań. Była urocza i niewymagająca. Problem tkwił w tym, że
nie potrafiłem sam sobie szczerze powiedzieć, że stuprocentowo ją kocham.
Czułem troskę, owszem. Bardzo mi z nią było przyjemnie. Ale odkąd pojawiła się
i mojego boku, zaledwie parę tygodni temu, nie dowiedziałem się o niej
praktycznie niczego. Wiedziałem, że nazywa się Luccia McGreen, ma osiemnaście
lat i nie lubi, kiedy ktoś mówi na nią Lucy, lub w każdy inny skracający jej
imię sposób. Więcej nic, ani drobiny. Miała we mnie obrońcę i, cholera,
poduszkę. Bo ciągle tylko wchodziła mi pod ramię i wciskała się w moje ciało.
Nie było tak, że mi się nie podobało, bo dobrze czułem się z taką kobietką,
kiedy otaczałem ją ramieniem. Ale to nie mogło tak trwać w nieskończoność. Nie
mogłem wciąż nie wiedzieć nic.
Zastanawiałem się nad tym naprawdę wiele i stanęło na
tym, że jeśli kiedykolwiek poczuję coś więcej niż tę troskę, jeśli dojdzie do
momentu, w którym okaże się, że prawdziwie ją kocham – wtedy poproszę, by
powiedziała coś więcej. Powiem, że w końcu musi, bo dłużej tego nie zniosę.
Teraz jednak wystarczało mi to, co miałem.
- Nie zimno ci? – Przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Trochę – odparła cichutko i schowała dłonie w
zagłębienie granatowego swetra.
Westchnąłem i wyciągnąłem papierosy. Poczęstowałem
Luccię, ale patrząc na jej drobne ręce miałem wyrzuty sumienia. To niemalże
dziecko. Małe, bezbronne dziecko…
-Tony?
- Tak?
- Powiedz mi, czy to już tak zawsze będzie, że ty…
będziesz, no, grał z… nimi? – zapytała cicho.
- Nie wiem – odparłem po namyśle. – Nie mam pojęcia. A
co? Bardzo ci to, hm, przeszkadza?
Zamilkła, zaciągnęła się papierosem i bardzo powoli
wypuściła dym spomiędzy pełnych, acz bladych warg.
- Nie, tylko… - Przekręciła głowę. – Ja nie potrafię
ich czasem zrozumieć.
- Ja też czasem nie, nie przejmuj się tym – uśmiechnąłem
się.
Spojrzała mi w oczy, ale nic nie odpowiedziała.
Jeszcze mocniej się do mnie przycisnęła i paliła, z dziwną, niewysłowioną
delikatnością i elegancją. Była jak lalka. Porcelanowa i blada.
Zacząłem intensywnie myśleć o sobie. Brzmi egoistycznie,
ale tak to jest, jak wszelkie plany i nadzieje wiąże się tylko ze swym
talentem. Czy to było złe? Nie wydaje mi się. Ludzie chwalili mnie od lat,
wróżyli karierę, świetlaną przyszłość. Może trochę to było przesadzane, jednak
ja głęboko wierzyłem, że w tym wszystkim jest prawda. Że mam potencjał. Że moje
dłonie jeszcze zdziałają takie cuda, o których nikt nie śnił. Irytuje mnie
tylko okropnie jedna rzecz: ciągle w mych rozmyślaniach dominuje czas przyszły.
Na okrągło zastanawiam się jak będzie, kiedy już… jak będzie, kiedy stanę się…
Jak będzie. Nie jutro. Nawet nie wiem dokładnie kiedy.
To zbijało mnie nieco z tropu, kiedy zagalopowywałem
się w swych planach. Nie bardzo wiedziałem jak to wszystko wcielić w życie, w
jakim czasie, miejscu i okolicznościach. Czasem zdawało mi się, że tym kieruje
przeznaczenie, i że powinienem próbować wszędzie, póki się nie uda. Oznaczałoby
to odejście z Polka Tulk. Śmieszne. Nie zostawię ich. Chłopcy są moją deską
ratunkową, jako ludzie, jako zespół. Czuję, na próbach, że żyję. Że w nas
wszystkich tętni głęboko takie jakby drugie życie. Pulsuje gdzieś tam w środku
swoim własnym rytmem, i tylko czeka na odpowiedni moment, by ten rytm zrównać z
naszą codziennością. Wierzę w to. I wiem, że oni też to czują. Ozzy, Geezer i
Bill. Michael, Terry i William. Moi przyjaciele.
Nie przeszkadzało mi absolutnie pojawienie się Freddie
w naszych szykach. Nie psuła mi nic, jak, chyba, czasem się jej wydaje. Jest w
pewien sposób niesamowita, że złapała kontakt z tak specyficznymi ludźmi,
jakimi są pozostali członkowie Polka Tulk. Lubiłem ją. Ale nie potrafiłbym z
nią porozmawiać. Wręcz nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy idziemy razem na
piwo, a potem śmiejąc się i opowiadając sobie zabawne historyjki chichoczemy
opluwając się rozwodnionym browarem. Może ja się do tego nie do końca nadaje,
może to ona. Wolałem kobiety pokroju Luccii. Ciche. Mogłem przy nich swobodnie
milczeć i myśleć. To było po prostu komfortowe.
Patrząc na ledwo już widoczne w mroku pola czułem
trochę pustki. Pod względem, jakby to ująć, artystycznym. Jako kilkunastoletni
chłopak – czyli znowu nie tak dawno, wręcz przeciwnie – wyobrażałem sobie, jak
John Lennon siadał w takich miejscach, w oddalonych od świata zakątkach, w
lesie, w górach, w polu, w deszczu – i pisał sobie, pisał co mu grało w
trzewiach. To tak nie wygląda? To nie inspiruje? Może nie mnie? Może w ogóle?
Może ja…
Może Luccia? Spojrzałem po niej, musnąłem wzrokiem jej
piękne, kruczoczarne włosy, jej porcelanową
twarz. I nic. Nic, co mogłoby mnie skłonić do wyciśnięcia z siebie
czegokolwiek. Nic, co chciałbym gdzieś utrwalić.
Gdzie więc jesteś, inspiracjo? Moja inspiracjo?
♦♦♦
Audrey
Schowałam się za rogiem w ostatniej chwili. Przeklęłam
w myślach moje turkoczące serce. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi,
i wybiegnie na środek ulicy oznajmiając wkoło, że Audrey Hoover stoi w zaułku
obok. A sama nie wiedziałam, czemu aż
tak się przeraziłam. Aston jest małe i brzydkie. Ludzie łażą bez celu po
ulicach, żeby się trochę wyrwać z domu, z baru, z fabryki. Nie było możliwym,
żebym już nigdy ich nie spotkała. Czemu więc…
Śmiali się. Byli weseli, i szli tak raźnie, z entuzjazmem…
Zupełnie, jakby chcieli zrobić na złość ołowianemu niebu, szaremu brukowi,
burym kamienicom. Wychodziło im to. A przy okazji wyprowadzili mnie z
równowagi.
Zaczynałam podejrzewać problemy z moją psychiką
już jakiś czas temu. Coś w rodzaju
rozchwiania emocjonalnego. Za mocno mnie niektóre rzeczy burzyły od
środka, czasem miałam kryzysy, i nie potrafiłam wyjść z pokoju. Innym razem
czułam, że wszystko jest okej, i nie ma nad czym płakać. Huśtawka.
Góra, dół.
Frederika wypiękniała, zdawało mi się. Widziałam
ją tylko przez kilka sekund, ale jej uśmiech tak ładnie pasował do jej rumianej
twarzy. Aż dziw bierze, kiedy pomyślę, że pewnie ledwo wiążą koniec z końcem,
jeśli chodzi o pieniądze. Wyglądają jak bohaterowie z filmów.
To te uśmiechy, może?
Czy raczej ja znów wariuję?
Wyjrzałam niepewnie zza muru, zlustrowałam przechodniów
wzrokiem, potem siląc się na nonszalanckie ruchy powoli ruszyłam w swoim
kierunku. Wbiłam dłonie w kieszenie i przybrałam obojętny wyraz twarzy. Nic
nowego.
Drzwi dobiłam jakby to była szklanka wody w
sercu Sahary, a kiedy już znalazłam się w znajomym przedsionku wypuściłam z
siebie powietrze ze świstem. Przesadzam ewidentnie. Ta cecha mojej osobowości
zaczyna mnie coraz bardziej przerażać. Cholera, nie znajdę męża za Chiny. Kto
chce żonę histeryczkę? Skończę w zakonie. Mam to jak w banku. Szlag by to…
- Audrey? To ty?
- Tak, mamo. Wróciłam – odparłam.
- Chodź na kolację.
Rzuciłam jeszcze spojrzenie za okno przy
drzwiach. Szaro.
- Idę, mamo. Już idę.
♦♦♦
Troszkę mi zeszło, ale dzień dobry, proszę państwa.
Naprawdę chciałam wcześniej, ale nie sądziłam, że nowa szkoła aż tak ze mnie wybije wenę. Szczerze - nie wiem, czy rozdziały będą dodawane systematycznie, mogę mieć z tym czasem problem.
Cóż...
Zapraszam tutaj na trzeci.
I... Dziewczyny, jesteście tutaj w ogóle? Czemu wszystko jest tu takie ciche...
Cieszę się, że publikuję, dziękuję Wam.
I jest nowy ask, jakby co, o tu.
Trzymajcie się! ♥
Hugs, Rocky
Zacznijmy od tego, że jak zobaczyłam na samej górze cytat Judas Priest z mojej ukochanej ballady to od razu zjechałam do pola na komentarze, żeby wyrazić swoją radość. I postanowiłam natychmiast zabrać się za czytanie. ^^ Tak więc... (O w tle akurat Iron Man, bardzo Black Sabbathowo się zrobiło :P)
OdpowiedzUsuńAudrey troszeczkę mnie irytuje. Tak rozmyśla i wszystko dokładnie widzi, co robi, jakie popełnia błędy, o co powinna się starać i i tak nic z tego nie wynika. No zupełnie jak ja! Tylko narzekanie i ostateczne poddawanie się beznadziejności sytuacji i robienie wszystkiego tak jak inni chcą; praca, rodzina, dom itd. Taka postawa mnie strasznie denerwuję (tak, dokładnie nienawidzę siebie za takie poglądy)!! Chociaż Freddie na tym chyba za bardzo nie ucierpiała. No i jaki luksus sytuacji! Jest ktoś, kogo można obwiniać za swoje beznadziejne położenie! Ach, gdyby tak jej zabrakło, byłoby straszni! Wtedy Audrey musiałaby przyznać, że jest problemem, a teraz, zdając sobie z tego sprawę, może nawet podświadomie zwalać winę na Freddie!
"krzywo przycięty kawałek blachy falistej, który robił za drzwi." - Hahaha! No proszę, jacy zaradni są ci chłopcy! :P
"Ma słabość do płochych sarenek, ten Iommi." - HAHAHAHAHAAHAHAHAHA! CO?!! XDDDD
"Ich zespolik, w moich oczach, był skazany na porażkę. Od samej nazwy, poprzez welurowe dzwony Geezera, na bosym Osbournie kończąc." Hehe, no tak. Chociaż trzeba chyba zauważyć, że (z moich własnych obserwacji) im ktoś jest bardziej odmienny i zwariowany, tym większą sławę zyskuje. :P W metalu raczej mniej się ta teoria sprawdza.
"- Czy ja właśnie poprosiłam o kawior?" no cóżż... Idąc tokiem rozumowania Ozzy'ego to skąd mamy wiedzieć czy nie? Kto powiedział, że jego słowa odnoszą się do losowych dźwięków i wymyślania nowych wyrazów (jak to się dowiedziałam "EUFEMIZMÓW")? To może przecież też działać z normalnymi, w sensie już istniejącymi i używanymi powszechnie wyrazami. Np. powiem "Chcę mi się spać", ale dla mnie znaczy to "Saxon fajnie grają". Czemu nie?
Po co ja to piszę...? Ok, może wróćmy do czytania.
A więc To-my i-oni... Po co mu ta dziewczyna? Jak nie chce zadawania zbędnych pytań to niech idzie sobie popatrzyć na te pola samotnie! Co za różnica czy będzie tam z nią czy sam? Dałby sobie spokój. To tylko mój pogląd!
O Audery to samo co wyżej. Czekam na rozwój akcji. Co mogę tutaj dopisać. Jest interesujące i dopiero się wszystko rozwija. Poznajemy bohaterów i wszystko co ich otacza. Akcji jeszcze za bardzo nie ma.
P. S. Tony szukający weny jest słooodkiiii!!! *.*
~ Roxy czeka na następny!
Czuję się głupio, że odpowiadam Ci po tygodniu, Roxy, naprawdę! Bo zostawiłaś mi taki piękny komentarz, który tak bardzo poprawił mi humor, i w dodatku do tej pory jedyny pod tym rozdziałem, oh. Dziękuję Ci za niego pięknie.
UsuńTak, tak, ja sobie doskonale zdaję sprawę, że z biegiem czasu tak się właśnie stało, że to te najoryginalniejsze kapele zyskiwały największą popularność. Tyle, że wiesz - wtedy szaleli Stonesi, a Beatlemania dopiero zaczynała wymierać, haha! Ale zgadzam się z Tobą co do tego, że na ogół jest inaczej, niż stwierdziła moja Freddie.
Hahaha, kocham Cię za tę teorię kawioru i eufemizmów <3
Dziękuję! ♥
Witaj Rocky !
OdpowiedzUsuńTak sobie tu wpadlam i zaczelam czytac rozdzial , kiedy wjechawszy na gore ujrzalam Black Sabbath. Az mnie to zdziwilo ,poniewaz wiekszosc blogow prowadzonych jest o Metallice i Aerosmith , a tutaj Black Sabbath. Pomysl mi sie podoba , chodz przyznam szczerze ,ze nie sledze losow bohaterow od poczatku.
Bardzo mi sie spodobaly slowa Audrey , tak szczerze mowila o tej wolnosci.
Naprawde . Jakos to tak dotarlo do mojego serca. O i widze ,ze tez jestes w nowej szkole.Jestem bardzo ciekawska , wiec sie spytam : Jaka to szkola?Srednia , czy gimnazjum?
Ja rowniez jestem w nowej szkole i znam to uczucie , ale o dziwo mam pelno went xD.
Hah pierwsza klasa ,zawsze tak na czlowieka dziala.To pewnie przez ten niepweny grunt.
I ogolnie Tont i Luccia , tworza taka piekna pare.To opowiadanie jest slodkie i piekne .
Poki co nie widze zdrad , co mnie cieszy.
Zdrady sa takie...smutne i dolujace . A czytajac o szczesciu , bardziej sie radujemy.
Coz..
Milo mi jest ,ze tu zajrzalam . I wydaje mi sie ,ze zostane na dluzej ❤.
Pozdrawiam , nowa czytelniczka Madeline.
Witam Cię serdecznie, w takim razie i bardzo, bardzo się cieszę! <3
UsuńLiceum, haha. Może nie dawałoby mi tak w kość gdyby nie fakt, że rozstałam się ze wszystkimi cudownymi ludźmi z gimnazjum i wciąż nie mogę się przestawić na to, że nie widuję ich codziennie. Eh...
Dziękuję Ci za wszystkie miłe słowa:)
Również pozdrawiam!
Ha!To witaj rowiesniczko !
UsuńNie martw sie ;).JA tez nie moge sie przestawic.Nawet mialam moment ,ze z technikum chcialam sie przepisac do liceum. Ale odpuscilam sobie , kiedy zaklimatyzowalam sie w klasie xD. Choc juz jakos idzie ;). Zobaczysz zleci ten rok i juz nie bedziemy mogly zyc bez tej szkoly xD.
A za te slowa to bardzo prosze ;).
Pojawi sie ich na pewno wiecej XD.
Wiec sie przygotuj.A i jakbys miala checi i czas , to zapraszam do mnie.
Moze nie bedzie tak milo i perfekcyjnie jak u ciebie , ale moze ci sie spodoba ;).
Oczywiscie to zalezy juz tylko od ciebie i ja na nic mie nalegam.
A twoja czytelniczka ,to i tak jestem!
Jestem tu...
OdpowiedzUsuńOczywiście przeczytałam rozdział... ale trudno jest mi cokolwiek powiedzieć, bo ja jestem już stara kobieta i pamięć mnie zawodzi, a ostatni rozdział czytałam chyba w maju. Tak, to było w maju, bo byłam na praktykach. Och, pogubiłam się trochę w tych wszystkich relacjach. Pewnie będę musiała wszystko przeczytać od nowa, aby ponownie zagłębić się w tę historię, ale nie martw się. Da się to zrobić. Przepraszam za ten beznadziejny komentarz, ale po prostu chcę zostawić po sobie jakiś ślad...
A tak nawiasem mówiąc. Znalazłam pendrive z moim opowiadaniem apocalyptic love. Czytałaś? Miałabyś ochotę przeczytać do końca?
Ha, Rose, właśnie zostawiłam Ci tam komentarz :')
UsuńTakże tam się troszkę wygadałam, więc tu tylko powiem, że dziękuję. Za to, że tu jesteś.
Isbell była, jest i będzie.
OdpowiedzUsuńJuż w tym tygodniu obiecuję Ci komentarz.
Przepraszam za opóźnienia, druga technikum gani. :C
Do zobaczenia! :*
#Isbell ponownie nawala.
OdpowiedzUsuńAle mam czas, cofa się godzina. Jeju, jak mi się chce spać.
Najpierw kawałeczek, który mnie rozpirzył w drzazgi:
"- Gołąbczcie? Ty wiesz, że nie ma takiego słowa? – Ozzy stanął przed perkusistą, z powagą opierając dłonie na biodrach.
- A czy ty wiesz, że to nie ma nic do rzeczy? – odparł zapytany.
- Jak to nie? To tak, jakbym wydał z siebie teraz losowy dźwięk, a potem stwierdził, że właśnie kazałem ci zjeść gitarę Geezera, i mało mnie obchodzi, czy zrozumiałeś, czy nie – pouczył przyjaciela Ozzy.
- Wara od mojej gitary! – Aż pobladł Terry.
-Spokojna głowa, to tylko był edukacyjny przykład.
- To wy się tu edukujcie, a ja na razie znikam – powiedział nagle Tony. – Na razie, chłopaki. Cześć, Freddie.
Wyszedł wraz z Luccią.
- Czyli, że poszli się gołąbczyć – stwierdził Osbourne.
- To moje słowo!
- Nie zabroniłeś go używać!"- haahhaahha, Ozzy, mistrzu. xDD
Kocham Cię po prostu. Opiszesz może jak będzie wpierdzielał nietoperze? Ciekawe by było.
Fragment z przemyśleniami Tony'ego był mistrzowski, Rocky, cholera jasna.
Ale też tak szczerze Ci powiem...brakuje mi troszeczkę tego humoru, co było w LA Story. No wiesz,jakaś nieprzewidziana, zabawna sytuacja. xD Wiem, że dopiero się tu rozkręcasz, bo to rozdział czwarty, ale przydałoby się takie coś ;)
Czekam na więcej Rocky, na dużo więcej.
Z mojej strony- to tyle. Przepraszam. Chciałam Ci skomentować porządnie, ale jestem zmęczona...:(
Papa ;*
Rocky, Rocky, Rocky...
OdpowiedzUsuńSpójrz, kto powrócił.
Ja.
Ja, zakochana w Tonym i Lucci, zafascynowana Audrey.
Ja, która napisała coś nowego... i przeprasza.
Bo widzisz, jako maturzystka, nie mam kolorowo i jakoś tak odstawiłam pisanie.
Ale brakowało mi tego bardzo, bardzo.
Także wróciłam.
I muszę powiedzieć jedno - Tony to jest mój ideał.
Stworzyłaś ideał mojego faceta, rany.
DLACZEGO ON JEST TAKI CUDOWNY ;-;
No nic.
Mam nadzieję, że, jeżeli coś napiszesz, to będzie tam mój - oficjalny crush - Tony.
Tęskniłam. Bardzo.
I przepraszam jeszcze raz.
Rocky! Kiedy nowy? Czekam! A napisz coś do Sweet Pain? Proszęproszęproszę! Ja czekam! Cierpliwie! I wgl kiedyś chciałaś, żeby Cię informowała tam, na "Time to..." - to jest nadal aktualne? DAJ ZNAK ŻYCIA! <3
OdpowiedzUsuńNie wiem Roxy kiedy nowy, nie wiem czy w ogóle :(
UsuńTrochę już się pożegnałam z bloggerem, w ogóle tyle mam na głowie od września... Dzięki za pamięć, kochana :) głupio mi, że cię muszę rozczarować, ale wątpię bym wróciła. Tak jakoś wyszło, że wszytsko mi idzie do dupy, eh.
Całuję! ❤
Nie wiem czy to ma jakikolwiek sens, czy to wgl przeczytasz, ale... no nie wiem. Po prostu możesz pooglądać moje obrazki, jak chcesz i tyle tylko chciałam Ci powiedzieć. http://arras-artistic-soul.blogspot.com/
UsuńP. s. Opowiesz mi kiedyś jak to było zobaczyć Judas Priest na żywo?
Roxy ❤
UsuńHa, no wpadam na główną stronę bloggera raz na jakiś czas, tak sobie, żeby popatrzeć jak to tam powoli umiera...
Cholera, kochana, ciężko jest opisać jak to jest zobaczyć ich na żywo, naprawdę. Szczególnie, że widziałam ich dwa razy, Mój Boże, aż mnie teraz ciarki przeszły...
Dobra, powiem Ci w tajemnicy (w sumie serio w tajemnicy, bo kto tu jeszcze zagląda...), że założyłam wiosną drugiego bloga, z innego konta, takiego hmm... Bardziej z przemyśleniami, czy coś. Pomysł nie wypalił, ale zdążyłam zamieścić tam coś, co można uznać za rodzaj opisu przeżyć wewnętrznych podczas koncertu Priest. Tak więc, zostawiam Ci tu linka:http://imagine-oh.blogspot.co.at/2015/06/dreszcze.html?m=1
Weszłam na Twojego bloga z rysunkami, są po prostu prześliczne. Uwielbiam taką kreskę, w ogóle uwielbiam rysować i naprawdę uważam pomysł założenia tego bloga za świetny! ❤
Powiem Ci jeszcze, że jak akurat weszłam na bloggera dzisiaj, to w tym samym momencie w słuchawkach rozbrzmiało mi Before The Dawn. Nie dość, że Priest, ckliwa ballada, to jeszcze tytuł ostatniego rozdziału na tym blogu. Ah, smutno mi :(
Roxy, strasznie mi miło, że o mnie pamiętasz, serio. Dziękuję Ci z całego serca 💕
Hugs, Rocky.
#Asia grozi
UsuńCzy ja mam nad kolejną osobą (tj nad Tobą) stać z biczem i zmusic do pisania?
Okej, ja wszystko kumam, szkoła, nauka, sprawy rodzinne, inne sprawy...Ale cholera, rozdział był we WRZEŚNIU! Proszę, napisz coś!
Haniu!
:'(
Boże dopiero teraz zauważyłam ten komentarz, wcześniej jak wchodziłam na bloggera to myślałam że ten jeden oczekujący na moderację to jakiś spam, którego nie usunęłam, wybacz ;_;
UsuńA więc Asiu - nie bij :(
Nie wiem czy wrócę, ehh...
Ohohoho tak! Aśka ma rację! Będziemy stać nad Tobą z biczem jak Rob Halford! Haha, będziesz mogła razem ze mną przywracać w dzisiejszych czasach te czdne naszywki “I've been whipped by Rob Halford“!!! Ona są cudowne!! XD
UsuńRocky! Wrócisz. Wrócisz - nie ma opcji.
Hej, Haniu! Haha, powinnaś na coś rzucić okiem! ;) http://jaizz.deviantart.com/ Mam nadzieję, że Ci się podoba. ^^
UsuńHaaaaniuuuuu... :C Daj znak życia!!! Czy ty chcsesz mnie zmusić do biegania po wszystkich sektorach 02.07. o 18:00 i poszukiwania zrozpaczonej fanki, łykającej łzy, żeby upewnić się, że ona żyje???!!! Rocky! Bo to zrobię!!! XD
OdpowiedzUsuńAle no weź, chociaż opublikuj ten komentarz, no cokolwiek, nie porzucaj nas tak bez niczego... :(
“It's been a lifetime since I've found someone
Since I've found someone who would stay
I've waited too long and now you're leaving
Oh please, don't take it all away...“
Jeeeju Roxy :'c ❤
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że nic nie napisałam od tak dawna, że chyba powrót tutaj jest niemożliwy. Przez chwilę myślałam o tym, ale jakoś tak... No nie mam ani czasu, ani siły, ani nic... Kto wie, może w wakacje mnie natchnie. Tęsknię za blogsferą, powiem szczerze, zawsze jak nie miałam co robić albo jak chciałam po prostu miło spędzić czas to czytałam wszystkie te cudne blogi, szukałam nowych i tak dalej. No ale cóż, właściwie zniknęłam stąd rok temu, bo ten jeden rozdział z września był pisany mocno na siłę i miałam wtedy jeszcze nadzieję że liceum mnie tak nie sponiewiera. Eh :')
Aaaaaa 2.07 ❤ Trzy tygodnie ❤ żyję, żyję! XD Ale po koncercie będę mogła umrzeć, haha Xd
Dziękuje kochana za pamięć, miło mi strasznie ❤
I pozdrawiam serdecznie, rzecz jasna ❤
O MÓJ BOŻE KOCHANA WESZŁAM NA TWOJEGO DEVIANTARTA JAKIE TO WSZYTKO JEST CUDOWNE *~~~~*
OdpowiedzUsuńTA KOSZULKA PRIEST TO ŻYCIE ❤❤❤
A więc żyjesz, uff... XD Ahaha, nie zmarnuję pieniędzy na bieganie po sektorach. A JUŻ SIĘ ZACZYNAŁAM BAĆ, ŻE JEDNAK O.O
UsuńNo wiem, że jest cudna :') Ale o której Priest mówisz? XDD Okej, wiem, że JAK NA RAZIE jest tam udostępniona tylko British Steel. Aleee ich jest więcej! :P Dla mnie najbardziej życiem jest bluza JP (zrobiona jakieś 2 lata temu...), bo WIDZIAŁ JĄ KK DOWNING!!! <3 <3 <3 Tzn. zdjęcie... Ale napisał, że "is very impressive and looks great". I napisał też, że jest zachwycony, że zostałam fanką.:'D O matko, wzruszyłam moim pełnym błędów mailem KK DOWNINGA, METALOWEGO BOGA i jeszcze był zachwycony, że kocham Judasów, a na koniec wysłał swoje "very best regards, cheers K.K.". :'D :') Oh, Rocky, wreszcie czuję, że dzielę się moją radością z kimś, kto mnie zrozumie. ^^
Wgl nw czy widziałaś, że Ci kiedyś zostawiłam komenta na carless thoughts... :P
O mój Boże wygrałaś życie :O
UsuńMi raz tylko na Twitterze Richie Faulkner zreblogował post, który napisałam po koncercie w czerwcu w zeszłym roku XD
I wrzuć tam koniecznie zdjęcie tej bluzy ❤
Aaa na careless nie wchodziłam od daaaawna ale zajrzę niedługo ❤
^^ To takie niesamowite, że oni jednak nie są tacy obcy i niedostępni. :)
UsuńTo co ja mogę więcej tu dodać? Chyba pozostaje mi jedynie się pożegnać. ;-; Bardzo fajnie piszesz, przyjemnie się to czyta, cokolwiek to jest. No i masz fanów, a to nie byle co! Trzymaj się, keep spreading the metal faith (haha, ostatnio tak zakończyłam mój email na angielskim, który mieliśmy napisać na sprawdzianie XDD)i ogólnie wszystkiego najlepszego, tak? Spełnienie marzeń i te sprawy (to się w końcu uda, w końcu będzie się można cofnąć w czasie ;-;). I pamiętaj -> jeśli kiedykolwiek z czymkolwiek tutaj wrócisz czy gdziekolwiek indziej wrzucisz coś nowego -> wiesz, że musisz mnie o tym natychmiast poinformować, prawda? Wiesz, gdzie mnie szukać. ;) <3 <3 <3 <3 Podejrzewam, że niejednokrotnie w przyszłości będziemy krzyczeć na tych samych koncertach. ;)
Kochamy Cię, Rocky!! <3 <3 <3 Nie zapominaj o tym!