Audrey Deborah Hoover
18.06.1948r.
Nigdy nie miałam podstaw, by otwarcie narzekać. Na szkołę,
dom, przyjaciół… było neutralnie, obojętnie. Przyzwyczaiłam się z biegiem
czasu, że w takim mieście jak Aston nie można liczyć na nic więcej. Mama z tatą
mieli sklep z częściami do samochodów, a siostra czasem przesyłała z Londynu
trochę gotówki. Była pielęgniarką w jakimś cenionym szpitalu.
Szkołę skończyłam bez rewelacji – jak większość dzieciaków z
Aston. Z pracą było ciężko. Wciąż nic mi nie wychodziło, lecz cały czas
towarzyszyła mi myśl, że tak musi być, że w końcu znajdę robotę, męża, tanie
mieszkanie i spędzę życie w tym cholernym miasteczku nie wychynąwszy z niego
nawet na moment.
Ale nagle pojawili się oni, a ja głupia, przejęłam się ich
chorymi ambicjami. Było mi ich żal. Nie wiem czy trafniejsze byłoby
stwierdzenie, że zatruli mi życie, czy może raczej, że dzięki nim naprawdę
dobrze się bawiłam.
Frederica Samantha
Swain
21.01.1948r.
Gdy myślę o latach sześćdziesiątych z perspektywy pewnego
czasu, mogę śmiało powiedzieć, że udało mi się nie zwariować tylko dzięki rock
n’ roll’owi. Wracałam do swojego dobudowanego pokoiku, który bardziej
przypominał schowek na szpadle i tym podobne, włączałam The Beatles, Stonesów,
później Fleetwood Mac albo The Kinks i… coś się poruszało w mojej głowie,
zapalała się lampka: Freddie, dasz radę, mała!
I dałam, dzielnie wytrwałam do swoich dziewiętnastych
urodzin, potem wcisnęłam na głowę wianek, na plecy zarzuciłam wyciągnięty
sweter. Puściłam głośno Hendrixa. I wyszłam. Po prostu.
Z moją włóczęgą po Aston bywało różnie – raz na wozie, raz
pod wozem. Udawało mi się czasem przenocować u znajomych, albo w
zaprzyjaźnionych sklepach, częściej jednak musiałam zadowalać się parkowymi
ławkami. I dobrze – gdyby nie pewna noc przy świetle księżyca, pewnie umarłabym
z głodu z bladym uśmiechem na ustach w wieku dwudziestu kilku lat.
Frank Anthony Iommi
Tony
18.02.1948r.
Ustawiony byłem idealnie zanim jeszcze skończyłem szkołę.
Szlifowałem na gitarze odkąd pamiętam, połowa Aston na mój widok mówiła:
Patrzcie to Tony, ten co gra na gitarze! To było super. Szedłem szkolnym
korytarzem i czułem od nich wszystkich respekt. Nie musiałem prać dzieciaków z
młodszych klas, żeby się mnie bali.
Szło mi jak po maślę z wymarzoną karierą, aż nagle wydarzył
się kompletnie eliminujący mnie z branży wypadek. Miałem depresję, malowały się
przede mną obrazy siedzenia w śmierdzącej fabryce do końca życia – a nawet to
nie było do końca pewne. Straciłem opuszki dwóch palców! Jakimś cudem dałem
jednak radę, wymyśliłem świetny patent – idealnie dopasowane naparstki z
przetopionego plastiku. Wróciłem do gry. I tak w sześćdziesiątym ósmym powstał
zespół Polka Tulk Blues Band, który potem ewoluował w Earth, by zostać ostatecznie
ochrzczonym Black Sabbath.
John Michael Osbourne
Ozzy
3.12.1948r.
W szkole było do dupy, i tyle na temat mojego wczesnego
dzieciństwa. Potem zaczął się odjazd – siedziałem w więzieniu, pracowałem w
rzeźni, a na szyi nosiłem kurek od wody, który wyglądał jak krzyż. Fantastyczna
sprawa, co nie?
Tak właściwie, to nie umiałem śpiewać, ale jak słuchałem
muzyki z radioli taty, to dochodziłem do wniosku, że najbardziej uśmiecha mi
się właśnie robić w czymś takim. Poza tym od cholery kapel udowodniło, że
Anglicy też potrafią.
Z początku było ciężko, kiedy coś mi się wreszcie udawało
parę tygodni potem okazywało się to totalnym niewypałem. Wkrótce jednak przez
przypadek udało mi się nawiązać współpracę z bożyszczem korytarzy z czasów
szkolnych – Tony’m. W końcu się udało. Zgrana z nas była ekipa. Choć piłem i
ćpałem tak dużo, że nie pamiętam pewnie przynajmniej połowy naszych pokręconych
akcji.
Terence Michael Butler
Geezer
17.07.1949r.
Z ciekawszych informacji: nie jadam mięsa, nie bluźnię,
uwielbiam książki historyczne i chińską poezję. Jakieś pytania? Ozzy zawsze
śmiał się jeszcze z moich ubrań, ale to w sobie uważałem za wyjątkowo normalne.
On mi zazdrościł. Kto nie chciałby mieć zielono żółtych dzwonów z lateksu?
Na basie nauczyłem się grać na potrzeby naszej formacji
założonej w sześćdziesiątym ósmym, wcześniej próbowałem raczej na stanowisku
gitarzysty rytmicznego. Jednak nie zaprzeczę – doskonale czułem się z czterema
strunami. To było coś.
Strasznie lubiłem pisać o różnych rzeczach, które przeciętny
Brytyjczyk skwitowałby machnięciem dłoni i mianem ‘bzdur’. A dla mnie czarna
magia i tym podobne to naprawdę cudowna sprawa – można wymyślić kupę ciekawych historyjek!
Chłopaki zawsze podziwiali mnie za teksty.
William Thomas Ward
Bill
Bill
5.05.1948r.
Zdaję się, że byłem za miękki. Robili
sobie ze mnie jaja na okrągło! Raz budzę się, nic nie widzę, a oni związali
mnie i wrzucili do śmietnika. Gdybym nie słyszał tego spitego chichotu
Ozzy’ego, pewnie nie zorientowałbym się o co chodzi i siedziałbym tam póki ktoś
nie przyjechałby zabrać śmieci. Te pierwsze lata naszego zespołu były świetne,
bawiliśmy się jak dzieci. Lubiłem to okropnie, wtedy nie wyobrażałem sobie, że
może być inaczej.
Nie lubiłem kłopotać ludzi swoimi
sprawami, starałem się być miły i uprzejmy, dlatego cały czas było mi wstyd w
miejscach publicznych za chłopaków. Za Ozzy’ego w szczególności.
Aha, uwielbiam cydr. To najlepsze co
mnie w życiu spotkało zaraz po Black Sabbath.
♦♦♦
Tym oto sposobem witam Was, moi drodzy, na Czarnym Sabacie, na mistyczno prostym w przekazie i formie Sabbra Cadabra.
Wszelkie wyjaśnienia odnośnie czemu tak a nie inaczej -> tutaj.
I miłego, kochani, czytania. Dobrze znów BYĆ.
Hugs, Rocky.